poniedziałek, 20 sierpnia 2012

Bernhard Schlink, "Lektor"


Dawno temu, na jednym z wieczorków filmowych u przyjaciółki oglądałam film "Lektor". Wcześniej o nim nie słyszałam, nie zapoznałam się z opisem, więc był dla mnie wielką niewiadomą. Muszę przyznać, że wywarł na mnie ogromne wrażenie, a nawet mną wstrząsnął. Wiedząc, że film powstał na podstawie książki pod tym samym tytułem, obiecałam sobie, że kiedyś ją przeczytam. I stało się to całkiem niedawno. Mimo znajomości biegu wydarzeń i wiedzy, jak to wszystko się skończy, podczas lektury towarzyszył mi dreszczyk emocji, a nawet lekki niepokój.  Bo "Lektor" to nie jest zwyczajna książka.

 Michael opowiada nam historię swojego życia. Życia naznaczonego piętnem Hanny. Hanna to postać nieprzenikniona, tak jak bohater, nie wiemy o niej wiele. Poznajemy ją jako 37-letnią kobietę, która wikła się w romans z 15-letnim chłopcem - naszym narratorem. Dziwny to związek. Zadaję sobie pytanie czy relacje bohaterów w ogóle można nazwać związkiem? Czy można w tym przypadku mówić o miłości? Michael jest zafascynowany kochanką, zatracił się w niej bez reszty. A ona? No cóż, bezwzględnie wykorzystuje słabość chłopca, bawi się nim, by w końcu zniszczyć mu życie, ale z drugiej strony jest do niego przywiązana, na swój sposób troszczy się o niego i może naprawdę jej na tym dzieciaku zależy. W końcu miłość niejedno ma oblicze. Najłatwiej byłoby stwierdzić, że bohaterów łączy tylko namiętność, fizyczność, potrzeba zaspokojenia intymnych pragnień. Tak to wygląda na pierwszy rzut oka, ale na świecie niewiele jest rzeczy oczywistych. To jest, a nawet musi być coś więcej. Najlepiej oddaje to rytuał czytania książek. Michael staje się lektorem, a Hanna zafascynowaną słuchaczką. Każde spotkanie kończy się czytaniem, które jest w pewnym sensie dopełnieniem  miłosnego aktu, jego zwieńczeniem.

Pewnego dnia bez słowa wyjaśnienia, bez pożegnania Hanna zniknęła. Zrozpaczony Michael nie wiedział gdzie jest i co się z nią dzieje. Po  wielu latach spotyka ją na sali sądowej. Jako student prawa, jest obserwatorem procesu w sprawie zbrodni wojennych. Jedną z oskarżonych jest Hanna. W czasie wojny była strażniczką w obozie koncentracyjnym, dopuściła by setki kobiet spłonęły żywcem w pożarze kościoła. Skrywa też pewną tajemnicę, którą pod koniec procesu Michael odkryje.

Trudno odnaleźć motywy postępowania Hanny, przez większą część książki, tak jak Michael, zachodziłam w głowę, co Hanna naprawdę czuje i do czego dąży, co chce osiągnąć swym zachowaniem i dlaczego jest taka jaka jest. Czy odkryta przez Michaela tajemnica Hanny naprawdę jest kluczem do rozwiązania zagadki? Nie wiem, naprawdę nie wiem.
Chciałabym poznać przeszłość Hanny, wiedzieć gdzie się wychowała, jakie miała dzieciństwo, może wtedy bym zrozumiała jej postępowanie. A tak, naprawdę ciężko ją usprawiedliwić, bo jej wstyd nie jest dla mnie żadnym usprawiedliwieniem, nie w obliczu takich zbrodni.

To niesamowite, że tak cienka książka niesie całe pokłady treści, emocji, porusza tyle aspektów życia, dotyka tylu problemów. Myślałam, że czytanie pójdzie mi szybko i sprawnie i się pomyliłam. Historia wywoływała we mnie takie emocje, że czasem wręcz omijałam książkę szerokim łukiem.  Przed wzięciem jej do ręki zastanawiałam się czy na pewno jestem w nastroju by czytać. Ale NAPRAWDĘ  warto, bo to jest kawał dobrej literatury.
 

wtorek, 7 sierpnia 2012

Camilla Läckberg "Ofiara losu"


Mówią i piszą, że to Larsson w spódnicy, a ja się zastanawiam czy to nie jest dla Camilli Läckberg krzywdzące. Jeszcze nie przeczytałam całej trylogii Millenium, mam za sobą tylko pierwszą część, ale po tych kilkuset stronach i czterech książkach sagi kryminalnej Läckberg, dostrzegam sporo różnic w stylu, w sposobie prowadzenia narracji, budowania napięcia i elementu zaskoczenia w finale. Jeśli ktoś nieznający jeszcze kryminałów Läckberg sięgnie po nie zachęcony porównaniem do Larssona to myślę, że się zawiedzie. Ja bym się zawiodła. I w takim sensie skojarzenia z Larssonem i Millenium są dla Läckberg krzywdzące. Na szczęście mnie do kryminalnej sagi zachęciła przyjaciółka słowami: fajne, wciągające książki na miłe wieczory. To wystarczyło. Postanowiłam czytać po kolei i postanowienia się trzymam. "Ofiara losu" to czwarta książka serii.

Z okładki:  Policja w Tanumshede bada wypadek samochodowy. To, co wygląda na tragiczne zdarzenie bez śladów niecnych intencji, okazuje się czymś całkowicie innym. Kiedy dochodzi do kolejnego, równie tajemniczego zdarzenia, pojawia się hipoteza - a jeśli ofiary obu wypadków zamordowano? Policja w Tanumshede ma pełne ręce roboty, tym bardziej, że w mieście kręcony jest telewizyjny reality show. Obecność kamer podsyca konflikt między „gwiazdami” i miejscową społecznością. Czy zabójca kryje się w małej grupie głodnych mediów ludzi współpracujących z programem? Patrik Hedström ma problem z tą sprawą. Jednocześnie zajęty jest przygotowaniami do zbliżającego się ślubu z Ericą. Czas i wysiłek poświęcony na planowanie tego wydarzenia przeradza się we frustrację i stres. Napięcie jest tym większe, że u Patrika i Eriki mieszka jej siostra Anna z dziećmi. Niełatwo jest poradzić sobie z drobnymi kompromisami codziennego życia
i ściganiem zabójcy, co widać szczególnie wyraźnie, kiedy Erica zaczyna podejrzewać, że Anna interesuje się całkowicie nieoczekiwanie jedną z osób z kręgu jej przyjaciół...

 Zaczynając czwartą książkę Läckberg czułam się jakbym odwiedzała starych znajomych i dobrze znane mi miejsca. Muszę jednak przyznać, że "Ofiara losu" nie wciągnęła mnie tak jak poprzednie części, czegoś mi brakowało. Sprawa, którą Patrik zajął się wraz z kolegami z komisariatu nie wzbudziła we mnie większego zainteresowania, nie potrafiłam wczuć się w śledztwo i w pełni na nim skupić. Dodatkowo bohaterowie reality show strasznie mnie irytowali. Sama idea programów tego typu mocno mnie zastanawia, nie oglądam takowych i czytać o nich też nie mam ochoty, stąd ten wątek średnio mi się podobał. Nie wiem również co myśleć o kwestiach społecznych poruszonych w "Ofierze losu". Wydaje mi się, że mieszanka homoseksualizmu, samookaleczania, żądzy pieniędzy i sławy oraz bezwzględności szeroko rozumianego świata mediów, to trochę za dużo jak na jedną książkę. Ale taka jest właśnie Camilla Läckberg - wielowątkowa. Czasem jest to jej wielką zaletą, innym razem wadą. Tutaj wielowątkowość częściej mi przeszkadzała, bo tematy tak poważne były omówione "po łebkach", poza tym troszkę obok głównego nurtu książki.

Podczas lektury zastanawiałam się, co się stało z Eriką? Od kiedy jest taka grzeczna? Erika, która bez wyrzutu pozwala Patrikowi pracować praktycznie na okrągło, podczas gdy na jej głowie zostaje organizacja wesela, to nie Erika. Erika robiłaby awantury, wściekała się, groziła odwołaniem ślubu. A tu niespodzianka, a tu sielanka... Oby w kolejnych częściach odzyskała swój "charakterek" i zapewniła trochę więcej wrażeń. A jak już jestem przy wrażeniach... miałam nadzieję, że pojawienie się nowej policjantki w Tanumshede wprowadzi trochę świeżości i zamiesza w relacjach między bohaterami. Zawiodłam się, bo nie do końca chodziło mi o to, co rzeczywiście się wydarzyło.

Bardziej od wątku kryminalnego i ślubnego, zainteresowały mnie wspomnienia Eriki o matce. Wszystko wskazuje na to, że w kolejnej części sagi, będziemy mieć szansę razem z bohaterką odkryć tajemnice tragicznie zmarłej Elsy Falk. Zapowiada się całkiem ciekawa historia...

"Ofiara losu" nie jest złą książką, ale jak dla mnie jest póki co najsłabszą autorstwa Läckberg. Wiadomo, każdemu pisarzowi może się zdarzyć słabsza pozycja, to normalne. A może to ja za bardzo się czepiam, nie wiem, niemniej jednak uważam, że "Ofiarę losu" warto przeczytać choćby po to, by być na bieżąco przy czytaniu kolejnych części sagi.